Karmelek poszedł w daleki i nieznany świat...



... a ja nadal siedzę i płaczę za nim... Już prawie miesiąc jak go nie ma ze mną... Musiałam podjąć najtrudniejszą z decyzji jaką zazwyczaj podejmują właściciele ukochanych zwierzaków... czyli poddać go eutanazji. Wszystko szybko i w ogromnych emocjach tak aby nie męczył się dłużej. Nie mogę się pozbierać... Chodzę po domu i zerkam czy nie wyjdzie mi na spotkanie... To potwornie dojmujące uczucie pustki. 


Karmelek a przedtem Rudolf, obydwa rudzielce, miały w sobie coś niezwykłego. Zostały mi tylko zdjęcia i filmiki i jedyne pocieszenie, że były ze mną, mam nadzieję, szczęśliwe. 
Teraz dopiero piszę tego posta bo wcześniej nie dałabym rady. Rudolfa też żegnałam w ten sposób... 

Może dzięki temu wpisowi, po bardzo długiej przerwie, ruszę wreszcie z kolejnymi postami blogowymi.