Czy udana?
Dla
mnie tak, bo przede wszystkim jest całkowicie inaczej niż było. Jasno,
pastelowo, trochę cukierkowo, przede wszystkim czysto i świeżo…i trochę w stylu francuskim, który
bardzo lubię. Oczywiście
włożyłam trochę wysiłku aby taki efekt osiągnąć choćby
zaczynając od gruntownych porządków w każdym zakamarku, pozbycia
się zbędnych utensyliów kuchennych, które zalegały na półkach
i w szufladach. Teraz mogłam już spokojnie przystąpić do dzieła.
Te
moje kuchenne rewolucje (nie mylić z „Kuchennymi
rewolucjami” Magdy Gessler) trwały cztery dni, łącznie z
weekendem. W sumie koszty tej nowej aranżacji zamknęły się w stosunkowo niedużej kwocie, niecałych 200 złotych.
Farba emulsyjna do ścian pozostała mi z remontu mieszkania, rolka tapety to koszt ok. 70 zł, podobnie jak i gałki kupione w sieciówce znanej marki (potrzebowałam ich 13 sztuk!!!), dodatki kupowane i zbierane już wcześniej.
Własna praca, pomysł, trochę materiałów i mam nową, zupełnie odmienioną, nadal funkcjonalną i absolutnie spełniającą moje potrzeby kuchnię.
Najpierw
uporałam się ze ścianami, które były dobrze przygotowane podczas remontu kilka lat
temu więc nie sprawiły mi trudności przy malowaniu. Zmieniłam ich kolor na jasny, perłowoszary. Fronty
szafek kuchennych także otrzymały nowy kolor, szary ale kilka tonów ciemniejszy, srebrne uchwyty zastąpiły porcelanowe gałki, wykorzystałam dekoracyjne walory
tapety winylowej (w drobne paseczki), która doskonale nadaje się do mycia, a to przecież
przy gotowaniu bardzo ważne… Kuchenne gadżety kupowane już od
dawna w jednej tonacji kolorystycznej – słodkiej różowej!!! ale
także szarej i białej, dopełniły całości. Przez
szereg lat dosyć intensywnie gotowałam przygotowując na co dzień posiłki a zwłaszcza obiady. Teraz kiedy kuchnię użytkuję znacznie rzadziej mogę bardziej zadbać o dekoracje tego wnętrza.
Tak jest teraz...